Z Paateri ruszyliśmy w stronę Parku Oulanka, do przejechania mieliśmy ok 500 km. Myśleliśmy, że to będzie dzień z cyklu, cytując klasyka, „jedziemy, nic się nie dzieje”. Na szczęście grubo się myliliśmy, a niespodzianki były tym razem z tych przyjemnych. Już samo przejechanie Via Karelia, prowadzącej wzdłuż całego regionu Karelia jest dużym przeżyciem. Nie jest ona może tak kultowa jak Route 66, ale oferuje bardzo dużo atrakcji. Po drodze mija się małe i duże jeziora, a cała droga prowadzi przez stary, gęsty las. Jest niezwykle malownicza i można nią jechać i jechać bez końca. Trafiliśmy na piękną pogodę- błękitne niebo górowało nad morzem zieleni, a szosa wiła się między granatem jezior. Przystanęliśmy przy kilku świetnie utrzymanych ścieżkach dydaktycznych i przy muzeum Wojny Zimowej. Wstąpiliśmy do lasu, krzaki uginały się pod ciężarem jagód i borówek. Skręciliśmy z głównej trasy, żeby podjechać pod granicę z Rosją (nie mamy wizy, więc nie mogliśmy jej przekroczyć). Znaki ostrzegające przed parzystokopytnymi na drodze zaczęły gęstnieć i zobaczyliśmy naszego pierwszego renifera. Prawdziwy renifer na wolnym wybiegu! Z puchatą paszczą, rogami otulonymi w aksamitną sierść i tymi śmiesznymi rozdwojonymi kopytami, przez które wydaje się bardziej człapać, niż stąpać. Pierwszy był ogromnym przeżyciem, kolejne cztery też, popołudniu przestaliśmy liczyć i się zatrzymywać, na drogę zaczęły wychodzić całe stada. Późnym popołudniem dotarliśmy do Parku Narodowego. Wstęp jest darmowy, za parking się nie płaci, a na terenie parku jest bardzo dużo ułatwień dla turystów- od zadbanych ścieżek do miejsc na postój wyposażonych w toaletę, miejsce na ognisko (z przygotowanymi kijami na kiełbaski), murowanego grilla, zapas drewna (suche- w skrzyni, do wysuszenia- pod wiatą), siekierę, patelnię i dokładną mapę. Wybraliśmy krótki szlak, który prowadzi do malowideł naskalnych stworzonych ok 5000 lat temu – Varikallio. Podobno można wypatrzeć 60 postaci namalowanych krwią i ochrą na skale górującej nad jeziorem Somerjarvi, ja odnalazłam ich zaledwie kilka. Nie mieliśmy ochoty opuszczać parku, było tam tyle tras trekkingowych i ścieżek rowerowych, że aż szkoda było jechać dalej. Trasa na północ ma w sobie coś onirycznego. Mijamy coraz mniej samochodów, a przydrożne stacje benzynowe wyglądają jakby nic w nich nie zmieniano od lat ’80- stare dystrybutory, panowie w baseballówkach grający na automatach, wędkarze podjeżdżający suvami, sztuczne kwiaty w wazoniku w łazience, starsza pani za ladą. Nie mamy teraz problemu ze znalezieniem miejsca na nocleg- co kilka kilometrów, nad prawie każdym jeziorem jest parking, na który podjeżdżają co noc kampery (czy może raczej kamper).
About the author
Kilkanaście lat temu przestałam się przemieszczać, a zaczęłam podróżować. Rozglądam się po świecie i kolekcjonuję wzruszenia. Piszę, żeby jeszcze raz zachwycić się odwiedzanymi miejscami, ale staram się też przemycić wskazówki dla innych podróżujących. Zawodowo zajmuję się uczeniem siebie i innych o literaturze włoskiej, hobbystycznie chłonę inne języki i kultury.Related Posts
29 października, 2018
Toskania w trzy dni – jak to ugryźć?
17 sierpnia, 2018
#11 fińskie drogi – archiplaga
18 sierpnia, 2018