Jedziemy wzdłuż zachodniego wybrzeża. Co kilka kilometrów zbliżamy się do linii brzegowej, żeby potem znów się od niej oddalić. Mijamy małe przybrzeżne miasteczka i schowane w lasach wioski. Na przystanek w trasie wybraliśmy Jakobstad. Jest środek tygodnia, na ulicach spotykamy nielicznych emerytów i mamy z małymi dziećmi. Błądzimy po uliczkach dzielnicy Skata, zachowało się tutaj w bardzo dobrym stanie ponad 300 drewnianych domów, zamieszkałych w XVIII w przez marynarzy. Skręcamy w Norrmalmsgatan i u wylotu uliczki przechodzimy pod monumentalną wieżą zegarową. Skręcamy w prawo i zupełnie przypadkiem trafiamy na antykwariat, który okazuje się połączeniem pchlego targu, second-handu i właściwego antykwariatu. Nie mogliśmy sobie odmówić buszowania w takiej kopalni skarbów! Można tu było znaleźć wszystko: od sukien balowych, przez starą porcelanę, ręcznie malowane filiżanki, dywaniki, domki dla lalek z lat ’70, ogromną kolekcję płyt winylowych, kulawe stołki, lekko sfatygowane żyrandole i lampki, sanki z kierownicą, a w drugiej części budynku antyki po renowacji i rozpadające się XVIII-to wieczne skorupy. Ceny: od 0,50E do 10000E. Znaleźliśmy metalowy kubek z Muminkami z jednej z pierwszych muminkowych kolekcji i filiżanki do espresso znanej fińskiej marki porcelany (tak, zakupiłam również dziwną marynarkę, już mnie chyba trochę znacie ;)), niestety nie udało mi się namówić Urbiego na domek dla lalek z kompletem mebli, który, jestem o tym przekonana, idealnie nadawałby się na prezent dla pewnej Hanki. Gratów w busie przybyło choć regularnie wyjadamy zapasy spożywki… Ten sam dziwny proces przebiega też zawsze w naszych plecakach, gdy podróżujemy bez busa. W planach mieliśmy pokonanie kolejnych 200-300 km, ale po 80 km skręciliśmy na wpisany na listę UNESCO Archipelag Kvarken. Przypadkiem znaleźliśmy idealne miejsce na nocleg i postanowiliśmy już dalej nie jechać. Przez całe popołudnie zwiedzaliśmy rowerami wysepki archipelagu. Trafiliśmy na odludne plaże i kilkanaście świetnie utrzymanych szlaków trekkingowych (jeden nawet udało nam się przejść). Spotkaliśmy turystów wynajmujących piękną chatkę w zatoce i nawet sami prawie przeprowadziliśmy się na noc do innej chatki w zatoce obok, ale tabuny polujących na nas komarów sprawiły, że postanowiliśmy być wierni Tambusowi. Za nocleg tu nie trzeba płacić a chatka jest lepiej wyposażona niż te spotykane przez nas w Laponii: na wyposażeniu znajdują się kajak i wędki, jest też miejsce na ognisko, zapas drewna, toaleta, piecyk z kuchenką do ogrzewania i gotowania. Uzupełniliśmy niedobory białka- nigdy w życiu nie zjadłam tylu muszek! Gdy jechaliśmy rowerem wpadały też do oczu i nosa, więc kolację mieliśmy z głowy. Gdyby Hitchcock trafił do Finlandii to zamiast „Ptaków” nakręciłby „Muchy” lub „Komary”! Wieczorem poszliśmy na doskonały film przyrodniczy- zachód słońca. Polecamy, wybierzcie się koniecznie!
P.S. Dla tych, co podróżują z dużo większym budżetem: na wyspie znajduje się przepiękny hotel usytuowany na skarpie nad zatoką- Kalle’s Inn. Można się tam przespać w domkach ze szklanymi ścianami (przedostatnie zdjęcie). Ceny od 500E za noc.
P.S.2 Na ostatnim zdjęciu muszki dla niedowiarków.