Gdy się bloguje, nawet w tak skromnej formie jak my, człowiek stara się dzielić doświadczeniem z innymi, trochę z ciekawości, a trochę z obowiązku. Czytam więc inne blogi, odpowiadam na komentarze na FB, rozmawiam na żywo i przez Internet. To zazwyczaj bardzo inspirujące rozmowy i spotkania. Ale czasem z tego dzielenia się podróżniczym doświadczeniem aż mi się odechciewa gdziekolwiek wyjeżdżać. Nie dlatego, że świat nie zaprasza, ale dlatego, że trzeba będzie znów wrócić i znów wysłuchiwać… Spotkaliśmy już kilka typów komentatorów turystycznych, którzy uwielbiają dawać rady i krytykować każdy właściwie podróżniczy wybór. Na pewno przedstawicieli tych grup znacie z autopsji:
- CROSS FITOWIEC to ten, który stwierdzi, że to co zrobiłeś, to „żaden wyczyn” i nie będzie w stanie pojąć, że przecież wyczynów nie kolekcjonujesz. Z Cross Fitowcem jest ciężko, bo raczej nie słucha, może za bardzo mu szumi w uszach adrenalina. Jego największym wyczynem jest (oprócz posiadania karty Multi Sport) wypicie trzech piw w drodze na Giewont i w ogóle to on lubi pokonywać własne bariery i ograniczenia, więc nie kuma po co robić coś, co zrobić może byle cienias.
- ALTERNATYWNY. On to pojeździł! Nie ma co! Zwiedził to i owo i teraz już nie da się namówić na byle wypad do Europy. On nie chce oglądać Taj Mahal, bo przecież to takie sztampowe. On ci zaraz znajdzie jakiś koniec świata, gdzie możesz pojechać i na pewno będziesz mu jeszcze dziękować. Wrzuć dwie koszulki do plecaka i zaszyj się w dżungli, tylko pamiętaj – repelent i siatka na komary są tylko dla burżujów.
- PRZEWODNIK. Też ciężki okaz. Przewodnik jeździ sporo i zwiedza z głową. Ale nie jest zainteresowany wymianą doświadczeń. Gdy zaczniecie rozmawiać o jakimkolwiek miejscu okaże się, że on też tam był i że warto tam było zobaczyć wszystko to, czego akurat ty nie widziałeś, a co, dziwnym trafem, widział on. Rozmowa z Przewodnikiem to monolog. Nie licz na to, że będziesz mógł podzielić się swoimi zachwytami, bo Przewodnik zawsze tak sprytnie poprowadzi konwersację, że znów będziesz musiał godzinami wysłuchiwać o tym, że właściwie to zmarnowałeś całe swoje podróżnicze życie, bo nie podążałeś ścieżką wyznaczoną przez Przewodnika.
- MARKOWIEC. Z Markowcem lepiej nie jeździć na wakacje. Owszem, wypasione foty będziesz mieć na pewno, ale za to zadłużysz się na najbliższe 10 lat. Markowiec dokładnie opowie ci jakim aparatem powinieneś robić zdjęcia, ale same zdjęcia za bardzo go nie obchodzą. Pomoże ci wybrać najlepsze skarpetki do treków, poradzi jakie kolory soft shella są akurat w modzie i dokładnie wytłumaczy dlaczego nikt już nie nosi plecaków North Face’a. Okaże się nagle, że masz buty źle dobrane do rodzaju aktywności fizycznej, a twoja koszulka nie oddycha pełną piersią. Na podstawie twoich wakacyjnych zdjęć wyliczy dokładnie ile musisz jeszcze zainwestować, żeby wreszcie komfortowo podróżować. Bo teraz tylko się męczysz, nawet jeśli jeszcze o tym nie wiesz.
- RODZINNY. Temu właściwie trudno mieć coś za złe. Ale rozmowa z nim nie jest przyjemna, nie ma się co oszukiwać. Rodzinny najpierw wpędzi cię w poczucie winy, że nie posiadasz dzieci (albo, że masz ich za mało), a potem będzie jeszcze gorzej. Okaże się, że twoje samolubstwo nie zna granic. Bo jak, zamiast zajmować się rodziną (nie masz dzieci? No trudno, ale na pewno masz jakąś ciotkę albo kuzyna od strony stryja, który wymaga opieki), możesz tak sobie po prostu podróżować? Jak możesz wydawać pieniądze na bilet lotniczy, gdy w świetlicy szkolnej na twoim osiedlu brakuje kredek? Jak możesz budzić się zrelaksowany i wyspany w otoczeniu pięknych widoków, kiedy on/a tu sobie flaki wypruwa dla potomstwa. (Uwaga, lepiej nie oceniać, wypada za to współczuć, bo może niebawem będziesz na jego miejscu).
Pewnie i nam czasem włącza się któryś z wyżej opisanych trybów, dlatego solennie obiecujemy czytać sobie ten wpis od czasu do czasu w celu samouświadamiania i ograniczać niezdrowe zapędy!