Cierpimy chyba na jakąś manię wielkości. Wszystko dziś musi być naj. Największe. Najpiękniejsze. Najdroższe. Najnowsze. No dobrze. To niech będzie. Zabieramy was na spacer po najmniejszych polskich miastach.
Dwie najmikrejsze mieścinki naszego pięknego kraju znajdują się w województwie Świętokrzyskim. Przypadek? Nie sądzę 😉 Każdy chce w czymś przodować, a nasze rodzinne województwo, wybaczcie ukochane Góry Świętokrzyskie, nie błyszczy zbytnio na polskim firmamencie, więc niech choć w tym wiedzie prym! W mikromiastach! Wśród najmniejszych dziesięciu polskich miast aż cztery są w Świętokrzyskim! Niech świat się dowie!
Rozpisuję się w ramach wstępu, bo prawda jest taka, że małe miasta to mało atrakcji. Najmniejszy – Opatowiec, w którym mieszka 338 mieszkańców (dla porównania – w połowie XIV wieku liczył 1270 mieszkańców!) to kilka uliczek, malutki rynek i kościół. Niby nic, a jakoś tam urokliwie. Musiało się tu nagromadzić historii, skoro prawa miejskie Opatowiec ma już od 1271 roku! Wieś podarowano Opactwu Benedyktynów w Tyńcu i po dwustu latach doczekała się statusu miasta. Historia miasteczka to historia Polski w miniaturze. Kilkusetletni czas prosperity blokuje najazd szwedzki, potem przechodzi w prywatne ręce i traci prawa miejskie. W 1939 Opatowiec spalono i w pierwszych dniach wojny był świadkiem rozstrzelań, w końcu doszło do pacyfikacji. Lekko nie było. A i dziś miasteczko nie opływa w luksusy, ale rynek jest schludny i zadbany. Opatowiec odzyskał prawa miejskie 1.01.2019 detronizując Wiślicę.
Największą atrakcją jest kościół, który góruje nad miasteczkiem. XV-wieczna budowla została przebudowana w stylu barokowym. Nie przepadam, ale jak już chce się oglądać polskie kościoły to trzeba się do baroku i rokoko przyzwyczaić. W okolicy znajduje się też Cmentarz wojenny z I wojny światowej.
Budynek policji, apteka, remiza, sklep – czego chcieć więcej od życia? „Knajpa, kościół, widok z mostu…” czy jakoś tak 😉
Wiślica oferuje więcej, bo i liczba mieszkańców bardziej pokaźna – całe 503 osoby! W X wieku była jednym z najważniejszych ośrodków piastowskiego państwa, a w XI wieku przez miasto przebiegał szlak handlowy z Pragi na Ruś Kijowską. Było na bogato, najazdy, spory książąt piastowskich, bracia polscy i sejm elekcyjny. Gdy czyta się historię Wiślicy naprawdę trudno uwierzyć, że to nie tam przeniesiono stolicę. Ale najciekawsze są dwie opowieści. Pierwsza o znajdującej się w kolegialnej krypcie posadzce, którą odkryto w ’59. To unikatowy (przynajmniej tak twierdzi Wikipedia) zabytek sztuki romańskiej na skalę światową. Polecam każdemu, kto choć raz zamyślił się nad romantycznymi losami dzielnego rycerstwa toczącego boje z bazyliszkami, smokami i centaurami. Druga, to historia dużo późniejsza – z XV wieku. Wtedy właśnie Jan Długosz w Wiślicy dokształcał synów Kazimierza Jagiellończyka.
Jest tu całkiem sporo do oglądania: bazylika kolegiacka Narodzenia NMP (podobno ufundowana przez Kazka Wielkiego jako pokuta za zabójstwo jednego kanonika!), płyta ornatów w podziemiach, kościół św. Mikołaja i dom Długosza a w nim Muzeum Archeologiczne.
Przy rynku jest kilka sklepów i lodziarnia. Lody nie powalają co prawda, ale spacer po małym centrum rekompensuje wszystko.