Co robić gdy na waszych wymarzonych zagranicznych wakacjach leje? Trzeba spakować walizki i wrócić do Polski. Więc jedziemy. Znam skądś tę trasę… A no tak! Jakieś 2,5 tygodnia temu chyba tu byłam. Nawet na pewno! Nie da się zapomnieć tych spychających cię z jezdni samochodów i rozpędzonych TIRów taranujących cię na jednopasmówce, mimo iż jedziesz zgodnie z przepisami 90 km/h (nie więcej, bo wiadomo- mandaty w Euro). Nie, to nie dlatego, że jestem niezbyt dobrym kierowcą (temu nie przeczę)… Na Litwie i Łotwie jest jakaś taka dziwna ludowa tradycja jeżdżenia nieistniejącym środkowym dwukierunkowym pasem, którą przez kilkaset kilometrów próbowałam bojkotować. Gdy wycieraczki nie były już w stanie poradzić sobie z ulewą poddałam się zupełnie i przestałam walczyć. Niech będzie, mogę jechać poboczem jeśli dzięki temu przestaną mi zajeżdżać drogę. Kilometry mijały, zmęczenie narastało, a do tego po naszej stronie Bałtyku ewidentnie nie ma dnia polarnego (a to niespodzianka!). Gdy wreszcie przekroczyliśmy polską granicę byliśmy tak zmęczeni, że dalsza jazda byłaby proszeniem się o wypadek. Szukanie noclegu „na dziko” zaraz przy granicy nie jest łatwym zadaniem, więc nie wybrzydzając zatrzymaliśmy się na parkingu. Niezbyt ładne miejsce, ale jak przyjemnie było zobaczyć gwiazdy zamiast deszczowych chmur i zdjąć puchowe kurtki! Rano okazało się, że jesteśmy w jakimś nieznanym nam polskim raju! Suwalszczyzna jest tak piękna i dzika, że czuliśmy się jak w Finlandii (no, może w jej cieplejszej wersji)! Wątpiąc w to, że zatrzymamy się w tych okolicach, „na wszelki wypadek” podpytaliśmy suwalskich emigrantów mieszkających w Krakowie co powinniśmy tu koniecznie zobaczyć i propozycji było tak dużo, że mogliśmy skorzystać zaledwie z małego ich procentu. Wybraliśmy zwiedzanie klasztoru w Wigrach, przejażdżkę rowerową dokoła jeziora i przechadzkę po Tykocinie. Zjedliśmy kiszkę ziemniaczaną (no nie wiem…) i kartacze (o tak!). Pojechaliśmy do Królowego Mostu, odkąd obejrzeliśmy wiadomą komedię chcieliśmy tu dotrzeć! Właściwie to tylko jedna ulica i kilka domów, ale gdy zobaczyliśmy idącego poboczem popa z grupą dzieciaków mieliśmy przez chwilę wrażenie, jakby Królowy Most z filmu rzeczywiście istniał (uwaga, gdyby ktoś chciał się wybrać szlakiem „U Pana Boga za piecem” to większość zdjęć kręcono w pobliskiej Sokółce, Supraślu i w Białymstoku). Tak bardzo nam się podobało, że postanowiliśmy tu wrócić, mamy już nawet świetny pomysł na wycieczkę, szykujcie się na wiosenne posty z suwalskich szlaków.
About the author
Kilkanaście lat temu przestałam się przemieszczać, a zaczęłam podróżować. Rozglądam się po świecie i kolekcjonuję wzruszenia. Piszę, żeby jeszcze raz zachwycić się odwiedzanymi miejscami, ale staram się też przemycić wskazówki dla innych podróżujących. Zawodowo zajmuję się uczeniem siebie i innych o literaturze włoskiej, hobbystycznie chłonę inne języki i kultury.Related Posts
12 sierpnia, 2018
#6 fińskie drogi- w głąb Laponii
9 sierpnia, 2018