- Cusco 4.09.2015
Cusco jest miejscem wypadowym dla turystów wybierających się na Camino Inca, w związku z czym więcej tam Europejczyków niż tubylców. Ceny dosyć wysokie, standardy o dziwo też, samo miasto dużo oferuje i można je zwiedzać przez kilka dni. My zdecydowaliśmy się na Muzeum Inków (bardzo polecamy!) i kilka ważniejszych kościołów, a na deser poszliśmy na targ- swojskie targowe klimaty przypominają nam o skarżyskim Manhattanie (kto był, temu nie trzeba tłumaczyć, kto nie miał okazji, temu wytłumaczyć się nie da), nigdy więc ich nie omijamy! Najciekawszą świątynią, jaką można obejrzeć w Cusco, jest Świątynia Słońca, a raczej jej pozostałości. Kompleks świątynny Qoricancha w trakcie konkwisty został podarowany Dominikanom, którzy bardzo sprawnie przerobili go na katolicki klasztor i kościół. W Qoricancha Inkowie zgromadzili ogromne ilości złota i platyny, nic wiec dziwnego, ze Hiszpanie szybko zaopiekowali się tym miejscem. Aż do roku 1950, kiedy to trzęsienie ziemi odkryło pozostałości dawnych świątyń, miejsce to nie było udostępniane turystom. Teraz turystów jest tam aż za dużo, ale nie ma się co dziwić- to kolejny przykład geniuszu Inków! W Qoricancha przewodnik był uprzejmy zrobić nam zdjęcie, cóż za radość, wreszcie będzie wspólne zdjęcie (efekt poniżej)!
- Cusco (Peru)-Copacabana (Boliwia) 4.09.2015
Kolejna podróż autobusem – chyba sobie taki kupimy jak wrócimy do domu, bo nie wiem czy będę mogła znów przerzucić się na rower i tramwaj! Kupiliśmy bilety na podróż ¨bezpośrednią”, czyli, jak nam się wydawało, bez przesiadek, tymczasem przed granicą peruwiańską okazało się, że do samej granicy musimy podjechać busem, potem na piechotę trzeba przejść przez granicę, a na koniec, już po stronie boliwijskiej, mamy sobie złapać jakiś środek transportu do Copacabany… W tzw. międzyczasie odwiedziliśmy jeszcze dwa magiczne biura imigracyjne (jak te z filmów o przemycie na granicy USA-Mesyk) po prośbie pieczątkowej- jak za starych, „dobrych”, przedunijnych czasów. Przed granicą Peru-Boliwia zostałam mianowana przez pilotkę busa, która nie przekraczała z nami granicy, kierownikiem wycieczki (5 Niemców, 2 Anglików i my), zażywna Peruwianka wcisnęła mi drobne na busa i kazała wsadzić wszystkich w najbliższy pojazd do Copacabany! W sumie żaden problem, ale gdzie ten bezpośredni autobus? Tak oto w ciągu ostatnich trzech dni (zaczynając od usług, które świadczyłam po drodze do Aguas Callientes) nabyłam nowe umiejętności i mogę dopisać do CV: tłumaczenia konsekutywne hiszp- ang, hiszp- franc, oraz symultanka hiszp-pol, a także usługi jako pilot wycieczek w Ameryce Południowej.