#4 sól

Dziś pojechaliśmy z Luką i Daniele z Wadi Musa do zamku Shobak, potem do zamku Karak, nad Morze Martwe i na górę Nebo. Gdybyśmy się z nimi nie spotkali w życiu nie udałoby nam się zobaczyć tylu miejsc w Jordani! Ale okupiłam to stanami lękowymi… Luka jest koszmarnym kierowcą! Gdy zjeżdżaliśmy serpentynami w stronę Morza Martwego tym małym samochodzikiem, miałam wrażenie, że zaraz będziemy dachować. Naprawdę miałam stany przedzawałowe. Generalnie nie czuję się komfortowo jeżdżąc jako pasażer, bo zdarzyło mi się kilka nieprzyjemnych sytuacji na drodze, ale to nawet nie w tym był problem. Po prostu nie każdy powinien siadać za kierownicę… Ale przeżyliśmy i poza chwilami grozy wyjazd był bardzo udany. Shobak nas nie zachwycił, choć Jordańczycy bardzo nam go zachwalali. Rzeczywiście jest pięknie położony, ale ruiny nie wydają się zbyt ciekawe. No może tylko wejście do podziemnego więzienia nas zaskoczyło. Nie wiem zupełnie jak to możliwe, że udostępniają ten podziemny tunel turystom… Zresztą całe ruiny nie spełniały żadnych norm bezpieczeństwa i Luka miał spore trudności poruszając się po kamieniach. Ale wracając do tunelu – jest bardzo głęboki i klaustrofobiczny. Niezwykle wąski i zupełnie ciemny. Współczuję tym, którzy musieli odsiadywać w nim karę. Zupełnie inne wrażenie zrobił na nas zamek Karak. Nic dziwnego, że jest uważany za jedną z ważniejszych atrakcji turystycznych kraju. Gdybyśmy nie spieszyli się na Nebo mogłabym spędzić tam pół dnia! Miasto Karak służyło jako przystanek na trasie Egipt-Syria i jest wspomniane w Biblii jako Kir, Kir Moab i Kir Heres – stolica Moabitów, a zamek przez wieki przechodził z rąk do rąk, aż w XIII wieku w wyniku trzęsienia ziemi zostały zburzone trzy wieże. Właściwie od XIII wieku aż do roku 1812 niewiele wiadomo o historii zamku, musiał sobie grzecznie czekać na swoją kolejkę, aż Jean Louis Burkhardt, który odkrył Petrę, będzie obok niego przejeżdżał i postanowi wspomnieć o nim w swoich notatkach. Imponująca forteca krzyżowców to labirynt komnat, korytarzy i przejść podziemnych. Naprawdę można się tu zgubić i nie jest trudno poczuć się jak w czasach Średniowiecza. Czytałam na jakimś blogu, że nie warto tu wstępować- zupełnie się z tym nie zgadzam, to punkt obowiązkowy na mapie Jordanii! Z Karak zjechaliśmy nad Morze Martwe, ale niestety tylko na chwilkę, bo spieszyliśmy się na górę Nebo. Udało nam się w ostatniej chwili, dosłownie dziesięć minut przed zamknięciem (uwaga, można wejść na Mont Nebo tylko do 16:00). Z góry Nebo Mojżesz miał zobaczyć Ziemię Obiecaną. My niestety niewiele widzieliśmy, bo zaczęło padać i było bardzo pochmurno. Na górze znajduje się urokliwy kościół (zbudowany w IV wieku, od 1932 należy do Franciszkanów) z pięknymi, wspaniale zachowanymi mozaikami (datowanymi na 530 rok!), punkt widokowy i pomnik zrobiony przez włoskiego rzeźbiarza. Gdzieś w okolicy podobno pochowano Mojżesza, ale miejsce pochówku nie zostało ustalone. Ruszyliśmy dalej, w stronę Ammanu. Na szczęście droga nie wiła się już jak wąż, a za kierownicą był Daniele, więc mogliśmy po prostu podziwiać widoki przez okno. Przejeżdżaliśmy przez wioski i miasteczka, zgubiliśmy się i trafiliśmy na czyjeś podwórko. Mijane dzieciaki machały nam i biegły za samochodem, te trochę starsze grały w piłkę. Ktoś czyścił auto, ktoś rozpalał ogień na podwórku. Zwykłe życie. Spokojne. Rodzinne. Chyba spodziewałam się, że Jordania będzie na wskroś egzotyczna. Że zobaczę Bliski Wschód z filmów, orientalny klimat. A to przecież inne wydanie naszej prostej codzienności.

About the author

Kilkanaście lat temu przestałam się przemieszczać, a zaczęłam podróżować. Rozglądam się po świecie i kolekcjonuję wzruszenia. Piszę, żeby jeszcze raz zachwycić się odwiedzanymi miejscami, ale staram się też przemycić wskazówki dla innych podróżujących. Zawodowo zajmuję się uczeniem siebie i innych o literaturze włoskiej, hobbystycznie chłonę inne języki i kultury.