Każdy ma jakieś marzenia. Zostać strażakiem, wygrać w lotka, w wieku 30 lat przejść na emeryturę, takie tam… Niektórym te marzenia się nawet spełniają, ale, nie oszukujmy się, gdybym biernie czekała na to, że samoistnie znajdę się kiedyś w gronie szczęśliwców, nic dobrego by mnie w życiu nie spotkało. Sytuacja wygląda tak, że nie należę do „urodzonych w czepku”. Ja w życiu nic nie wygrałam! A nie, przepraszam, w zeszłym miesiącu wygrałam w radiu bilety do kina, ale to pewnie dlatego, że wygrywał ten, kto pierwszy wyśle maila, a o 6:30 chyba nikt poza emerytami nie zajmuje się konkursami w Radiu Kraków, miałam więc pewnie nad innymi stającymi w szranki przewagę, jako ktoś, komu obsługa skrzynki mailowej zajmuje stosunkowo niewiele czasu, wystarczy, że kliknę „wyślij” w telefonie. Dodam, że organizatorzy konkursu musieli być świadomi średniej wieku biorących w nim udział, bo dostałam dwa bilety na „Seans Seniora” we środę o 12:00… Poszłam z koleżanką z pracy (bo kto mający normalne zatrudnienie może we środę iść do kina na 12:00?) i byłyśmy jedynymi osobami under 70! Było to bardzo ciekawe doświadczenie, cały seans przebiegł przy akompaniamencie rozwijanych z papierka i potem ciumkanych miętówek oraz zakulisowych rozmów dramatycznym niezbyt-szeptem w stylu „A: Ale to on ją kocha, czy nie? B: Kto tam by za nimi nadążył, czy to ważne?”. To tyle. Tyle właśnie udało mi się wygrać. Ktoś jeszcze kiedyś stwierdził, że wygrałam męża na loterii, ale to pomówienia. Nigdzie go nie wygrałam, w loteriach nie dają nagród o tak dużych gabarytach, wiem dobrze, bo kiedyś w Peru widzieliśmy ogromną loterię i wśród fantów była taka duża lalka z przykrótkimi nogami, bo podobno jakby miała normalne, to nie zmieściłaby się w transporcie.
No ale ad rem. Każdy więc ma jakieś marzenia i, o ile nie jest się wśród szczęśliwców, którym wszystko jakoś samo spada z nieba, każdy próbuje jakoś swoje marzenia spełniać. Wychodzi różnie, nie oszukujmy się… Nam marzył się od dawna samochód, w którym moglibyśmy podróżować i który byłby na tyle komfortowy, że, by wyjąć czyste skarpetki z plecaka, nie musiałabym najpierw przekopywać się przez namiot (gdzieś spać trzeba), konserwy (wiadomo- Polacy w trasie), butlę z palnikiem (jak konserwy to niech chociaż na ciepło), kawiarkę zwaną kafeterią (a co, trochę luksusu się każdemu należy), stos brudnych koszulek Urbiego (wygrany na loterii… taaa…) i mokrych ręczników (suszących się w słoneczne dni na tylnym siedzeniu). Powiecie: nic prostszego! Odpalasz przeglądarkę i szukasz busa do sprzedania. Okazuje się jednak, że ilość opcji przytłacza cię tak, że po jednym dniu oglądania ofert musisz sobie zrobić przerwę na kilka tygodni. Właściwie nie chodzi tylko o ilość pojazdów maści wszelakiej, jakie znajdziesz w naszym polskim Internecie, chodzi też, nie bójmy się głośno o tym mówić, o ich ceny… Nagle dopadają cię wątpliwości. No bo jak to, taki samochód, którym będziesz jeździć tylko na wycieczki? Taki, którym po mieście się nie opłaca, bo jak niby znaleźć miejsce parkingowe, no a w ogóle to przecież jeździsz komunikacją miejską? Wiadomo, że stać cię najwyżej na dwudziestoletnią brykę, gdzie więc będziesz przy niej majsterkować, jak coś się popsuje? Pod blokiem? I czy w ogóle jesteś w stanie cokolwiek w takim samochodzie naprawić sama? A gdzie niby trzymać zestaw opon zimowych, w piwnicy między słoikami od mamy, zimowym kożuchem, sprzętem jaskiniowym i rowerami? A ile toto pali? No i ile ci zaśpiewają za ubezpieczenie takiego starego grata? Ooo, widać się powodzi, samochód se kupują! A na cóż im ten samochód taki duży, jak dzieci nie mają? Jak ci się rozkraczy gdzieś w jakiejś Albanii, to będziesz miała! Jak ty będziesz takim dużym samochodem jeździć, do pedałów nie dostaniesz! Nie macie na co pieniędzy wydawać, lepiej byście se do emerytury składali, bo wiadomo, że nic nie dostaniecie na starość! A podobno kredyt spłacacie, ciekawe skąd macie tyle kasy! Monolog wewnętrzny niespodziewanie zmienia się w dialog, sama nie wiesz kiedy zwierzyłaś się ze swoich planów rodzinie lub znajomym, którzy skłonni są od razu wybić ci z głowy pomysł wyrzucania pieniędzy w błoto! Postanawiasz więc odłożyć plany kupna i jeszcze raz rozważyć wszystkie za i przeciw.
Mija czas jakiś i już wiesz, że to jednak dobry pomysł! Bo co tam, czy zawsze trzeba wszystko robić rozważnie? Jak będzie trzeba to się go sprzeda i już! Wracasz więc do przeglądania ofert i pojawia się NAJWIĘKSZA wątpliwość. Wiadomo, że pieniądze i tak wydałabyś na podróże, to pewnik! Ale nagle dociera do ciebie, że zamiast starego busa możesz mieć bilety do Australii… albo Argentyny… albo Kanady, starczy nawet na noclegi i przejazdy… czyli jakbyś busa nie kupowała, to można by znowu gdzieś daleko polecieć… To jest dopiero dylemat! Mnie w tym momencie z pomocą przyszedł wspomniany wyżej małżonek, który dosyć mętnie zaczął przekonywać, że to inwestycja (taaa, inwestować w starego grata, to jest dopiero oznaka żyłki do interesów), że przecież wcale nie jest taki duży, że wszędzie bez problemu zaparkuję, że jak nas wyrzucą z mieszkania to będzie gdzie spać, że może w ogóle się przeprowadźmy! Minimalizm! Odrzućmy konsumpcjonizm! Zostańmy weganami! Zwolnijmy się z pracy i wyjedźmy w Bieszczady! Wszystko sobie urządzimy, jestem ekspertem, bo widziałem jeden odcinek takiego programu „Tiny houses” na HGTV! No i pewnego pięknego dnia wydaliśmy wszystkie oszczędności i zakupiliśmy pięknego czerwonego busa.
Kilka naszych wskazówek dla tych, którzy planują zakupić swojego pierwszego busa:
– Spośród dostępnych opcji uważamy za najlepszą Volkswagena T4. Można go kupić w przystępnej cenie; jest ich całkiem sporo na rynku, więc jest w czym wybierać, jeśli ktoś ma czas, możliwość i chęć warto przejrzeć oferty sprzedaży w Niemczech. Volkswagen T4, produkowany od 1990 roku, jest jednak młodszy od T3, więc mniej zawodny, no i dużo tańszy (o T2 i T1 nawet nie wspominając). Nasz kolega, który T4 jeździ już od dawna, przekonał nas do zakupu stwierdzając, że „części do T4 dodają za darmo do gazety”. Nie do końca to prawda, ale jak na razie potwierdzamy, że roi się od stosunkowo niedrogich używanych części do T4 i ich zamienników na szrotach i w Internecie.
Zwróćcie oczywiście uwagę na to jaka wersja najbardziej wam odpowiada. Czy będziecie wozić w busie duże ekipy, czy wolicie pozbyć się dodatkowych siedzeń i wstawić szafki? My zdecydowaliśmy się na Multivana, bo mamy w planach wymontować dwa fotele, a na ich miejsce wstawić lodówkę i szafki, dzięki temu zdobędziemy mnóstwo przestrzeni do magazynowania.
No i oczywiście silnik, wiadomo, że można zaoszczędzić, jeśli zdecydujecie się na mniejszą pojemność, ale jeśli chcecie jeździć w dalekie trasy, to chyba jednak nie warto. Nasza T4 ma silnik 2,5 TDI, 102 konie mechaniczne. Bez problemu można nią osiągnąć prędkość 120 km/h, a jeśli nie przeszkadza komuś hałas to nawet 150 km/h. Samochód ma dobre przyspieszenie, nadaje się do jazdy po drogach szutrowych a na autostradzie nie wyprzedza go Tico.
– Rozejrzyjcie się na forach dla miłośników busów. Bardzo często znajdują się tam oferty, których nie ma na allegro, otomoto, ani olxie. Napiszcie na forum, ze szukacie busa, może ktoś akurat trzyma T4 w garażu i postanowi jednak ją sprzedać.
– Wybierzcie taki samochód, który będzie łatwo później odsprzedać. Może się okazać, że pojazd nie jest w tak dobrym stanie jak się wam wydawało i wiadomo- trzeba będzie się go pozbyć. Może się też okazać, że jednak podróżowanie busem jest nie dla was, bo nie lubicie spać w samochodzie, albo irytuje was to, że na autostradzie wyprzedza was nawet opel corsa.
– Zaczekajcie zanim zdecydujecie się wprowadzić drastyczne zmiany we wnętrzu. Oldschoolowe zasłonki są ok, ale naprędce robione szafki z dykty już niekoniecznie. A co, jeśli jednak nie wkręcicie się w busowe wycieczki, albo nagle będziecie potrzebować gotówki i bus pójdzie do sprzedania? Ciężko sprzedać samochód, który jest tak silnie spersonalizowany, szczególnie jeśli macie specyficzny gust (wystarczy zerknąć na kilka ogłoszeń „poprawionych busów”, które wiszą od kilku lat w Internecie). Ważne, żeby zamontowane szafki, kuchenkę, czy lodówkę dało się łatwo z samochodu wymontować.
– Jeśli nie jesteście mechanikami, nie macie zbyt dużego doświadczenia w remoncie samochodów i nie dysponujecie dużym budżetem, to nie dajcie się omamić pięknymi starymi ogórkami! Masz czas i środki na remont samochodu? Znasz świetnego mechanika, blacharza, który zna się na tych samochodach i który nie zażąda za remont fortuny? Jesteś pewny, że będzie ci się chciało? Jesteś gotowy na to, żeby spędzać w garażu każdą wolną chwilę? Jeśli na któreś z pytań odpowiedziałeś przecząco, to może zacznij od mniej kultowego, ale za to mniej wymagającego modelu. Znamy takich, co zakupili T3 z nadzieją, że ją wyremontują i po kilku latach zalegania w garażu samochód trafił na złom.
– Nie spiesz się. Nawet jeśli od razu nie znajdziesz odpowiadającej ci oferty, nie oznacza to, że musisz kupić cokolwiek. My szukaliśmy busa przez pół roku.
– Przed kupnem rzuć okiem na blogi miłośników motoryzacji, na niektórych znajdziesz posty bardzo drobiazgowo opisujące wady i zalety kolejnych wersji Transpotera.