Michu wydawał się być zmęczony naszymi włoskimi wojażami. Stolica Włoch, czyli Rzym, najmniejsze państwo świata, czyli Watykan, miasto pokryte przed wiekami wulkanicznym pyłem, czyli Pompeje, a teraz jeszcze stolica bożonarodzeniowych szopek i pizzy, czyli Neapol. Na szczęście Neapol leży zaledwie pół godziny drogi od Pompejów, więc po zwiedzeniu miasta uśpionego pod popiołem wskoczyliśmy do pociągu i pojechaliśmy oglądać neapolitańskie szopki!
Zwiedzaliśmy Neapol w środku lata, możecie więc wyobrazić sobie nasze zdziwienie, kiedy ni stąd, ni zowąd, klucząc (czyli błądząc) wśród wąskich uliczek niespodziewanie natknęliśmy się na pełną świątecznych szopek via San Gregorio Armeno (czyli ulicę św. Grzegorza Armeńczyka). Neapol słynie ze swoich bożonarodzeniowych szopek, które można tu kupić przez cały rok, nie tylko przed Świętami Bożego Narodzenia. Stoiska są pełne terakotowych figurek. (TERAKOTA to taki materiał, z którego robi się naczynia i figurki, najpierw trzeba ulepić odpowiedni kształt z gliny a potem włożyć go do specjalnego pieca i upiec jak bułeczki, albo ciasto, tak właśnie powstają terakotowe ozdoby.) Czego na takich stoiskach nie znajdziecie! Są zwierzęta, domki, warsztaty szewców, malutkie sklepiki, kościoły, rzeki, mosty, zajazdy, chałupy rybaków. W tradycyjnej szopce z Neapolu można spotkać bardzo dziwne postaci, zamiast pastuszków jest cyganka, mnich, rybak, wytwórca wina, kupcy i pani Stefania. Dobrze, że są też Trzej Królowie, gdyby nie oni, to zupełnie nie zauważylibyśmy, że te terakotowe figurki i sztuczne domki to nie zabawki, tylko prawdziwe szopki! Michu Podróżnik uparł się, że musi dowiedzieć się kim była pani Stefania i dlaczego właśnie ona przyszła do małego Jezuska. Chodziliśmy więc od stoiska do stoiska i wypytywaliśmy sprzedawców dlaczego w szopce pojawia się figurka Stefani. Nie wiem czy znacie jakiegoś Włocha, ale musicie wiedzieć, że Włosi to straszne gaduły, nie było więc łatwo rozwikłać zagadkę. Pierwszy sprzedawca już, już miał odpowiedzieć na pytanie, gdy zauważył, że Michu Podróżnik ma na sobie koszulkę naszej ulubionej drużyny piłkarskiej i zamiast opowiedzieć nam historię Stefanii zaczął wychwalać grę piłkarzy drużyny SSC Napoli. Drugi sprzedawca już, już miał odpowiedzieć na pytanie, gdy zobaczył, że w ręku trzymam kawałek pizzy, którą kupiłam w pobliskiej piekarni, więc zamiast opowiedzieć nam historię Stefanii zaczął tłumaczyć jak rozpoznać najlepszą neapolitańską pizzę. Trzeci sprzedawca na szczęście nie zdążył się rozgadać, było już bardzo późno i gdy weszliśmy do sklepu chciał nas szybko obsłużyć, bo spieszył się do domu na kolację. Dowiedzieliśmy się od niego, że Stefania była młodą dziewczyną, która usłyszawszy o narodzeniu Jezusa, postanowiła pójść do stajenki Go przywitać. Niestety aniołowie zabronili jej zbliżać się do Dzieciątka, wstęp do stajenki miały tylko te kobiety, które miały już swoje dzieci. Stefania bardzo chciała zobaczyć Nowonarodzonego, zawinęła więc kamień w chustę i pokazała aniołom mówiąc, że to małe dziecko. Gdy zbliżyła się do Maryi stał się cud. Kamień w zawiniątku zmienił się w dzidziusia! Tak właśnie narodził się św. Stefan, ten, który obchodzi urodziny 26 grudnia, czyli w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia. Bardzo spodobała nam się ta historia. Jeśli będziecie w Neapolu i pójdziecie na ulicę via San Gregorio Armeno koniecznie odnajdźcie stoisko, na którym można zobaczyć figurkę pani Stefanii!