Oaxaca- miasto, którego nazwę nauczyliśmy się wymawiać dopiero, gdy siedząca za nami w autobusie Meksykanka powtórzyła ją milion razy. Oaxaca powitała nas hucznie, przyjechaliśmy wieczorem i wpadliśmy na głównym placu Zócalo w wir tańcujących par. Przekrój społeczeństwa bujał się w rytm regionalnych hitów i zgrabnie przytupywał na modłę salsopodobną. Starsze małżeństwa, zakochani nastolatkowie, przysadziste hiszpańskie turystki w wieku około emerytalnym, znudzony brat z podekscytowaną młodszą siostrą, babcia z wnuczką, podchmieleni właściciele stoisk z pamiątkami, dziadek o lasce, dwa psy średniej wielkości, wszyscy zgodnie poruszali się do rytmu. Tylko nie my. My, wykończeni po podróży, jedliśmy hamburgery z roweru (food truck, tylko bike). Zdrowo odżywieni, następnego dnia pojechaliśmy na pierwszą wycieczkę do prekolumbijskiej osady, a właściwie miasta. Monte Albán leży kilka kilometrów od Oaxaca’y i bez problemu można się do niego dostać podmiejskim busem (choć w hostelach powiedzą wam, że jedyną możliwością jest wykupienie wycieczki). To miasto, z którego Zapotekowie rządzili całym regionem, jedna z największych i najlepiej zachowanych prekolumbijskich siedzib, a do tego nie ma tu tylu turystów, co w innych miejscach. Monte Albán zostało założone ok 500 lat p. n. e. i było zamieszkałe, z małą przerwą, do roku 1521. Warto wybrać się tu z samego rana, można wtedy poczuć się, jakbyśmy byli sami w kompleksie (tych kilku rannych turystów łatwo zgubić wśród ruin), taki luksus jest niemożliwy na trasie śladami Majów. Kulinarna podróż w głąb Meksyku też przebiega nam bardzo dobrze. W Oaxace spróbowaliśmy miejscowych przysmaków- mezcalu (50% alkohol z agawy) i mole (sosy na bazie chili i przypraw w różnych wersjach, my jedliśmy mole negro i mole rojo) i trafiliśmy na domową jadłodalnię, której właścicielka okazała się znawcą życiorysu Juana Pabla II, za to, że mieszkamy w Krakowie, mogliśmy spróbować różnych frykasów spod lady i zobaczyć jak robi się tortillę.
About the author
Kilkanaście lat temu przestałam się przemieszczać, a zaczęłam podróżować. Rozglądam się po świecie i kolekcjonuję wzruszenia. Piszę, żeby jeszcze raz zachwycić się odwiedzanymi miejscami, ale staram się też przemycić wskazówki dla innych podróżujących. Zawodowo zajmuję się uczeniem siebie i innych o literaturze włoskiej, hobbystycznie chłonę inne języki i kultury.Related Posts
5 października, 2019
Misja. Santa Ana i San Ignazio
29 marca, 2020
Pantanal – trzy bagniste dni w Brazylii
26 lipca, 2018