Trzeci stan Meksyku, który odwiedzamy, to Chiapas. Ogromnie się cieszyłam, że jedziemy do Tuxtli Gutiérrez, bo mieszka tu moja koleżanka z erazmusowych czasów; nie przypuszczałam, że jeszcze kiedykolwiek się spotkamy. Meksykanie od pierwszego dnia zaskakują nas swoją uprzejmością, ale tak gorącego przyjęcia i zaangażowania całej rodziny w nasz przyjazd naprawdę się nie spodziewaliśmy. Mama przygotowała nam domowe, tradycyjne śniadanie, tata uczył mnie grać na marimbie, dziatwa udawała kelnerów, narzeczony zatrudniony został jako osobisty szofer i przewodnik po zawisłościach miejskiego targu z owocami. Ilość informacji historyczno-społeczno-politczo-kulturalnych, jaką przyjęliśmy tego dnia, była odrobinę przytłaczająca, ale możemy śmiało powiedzieć, że trochę lepiej rozumiemy tę ciągle nas zaskakującą chorobę dwubiegunową, która jak zaraza toczy Meksyk. Wszyscy wiedzą, że to kraj kontrastów, a chyba najlepszą tego ilustracją jest Chiapas. Yanelly mieszka w Tuxtli Gutiérrez, stolicy regionu, która nie oferuje nic ciekawego dla turystów, ale jest prężnym ośrodkiem przemysłowym. Na mieszkańców Tuxtli mówi się conejos (króliki). Jedyną ciekawostką są marimbiści, to stolica marimby i w centrum miasta codziennie odbywają się koncerty na żywo i potańcówki do melodii wygrywanych na marimbach. Próbując zatrzymać turystów, którzy bywają tu tylko przejazdem, postawiono w Tuxtli ogromny krzyż, który ma być konkurencją dla Rio de Janeiro (podobno jest kilka centymetrów wyższy od Chrystusa z Rio). Miasto ma też duże, nietypowe zoo, które zajmuje teren rezerwatu przyrody. Zwierzęta urodzone w zoo to gatunki typowe dla Chiapas. Żyją w warunkach naturalnych i wszystkie te, które uda się przystosować do życia na wolności, są wypuszczane.
Niedaleko Tuxtli mieści się miasteczko typowo turystyczne- Chiapa de Corso, z którego można się wybrać na kilkugodzinny rejs do kanionu Semidero. Urokliwe, nieduże Chiapa, w którym styczeń jest miesiącem wolnym od pracy z powodu nieustającej wtedy tradycyjnej fiesty, po sezonie wydało nam się senne i umęczone żarem spadającym z nieba. Do kanionu nie mogliśmy popłynąć, bo w porze deszczowej duża część rzeki jest zapchana przez dryfujące śmieci (wersja dla turystów: jest za dużo wody). Pocztówkowe Chiapa jest znane w regionie nie tylko z turystyki. Mieszkańcy miasteczka, gdy przegrali bitwę z kolonizatorami, zbiorowo rzucili się ze skały do wody i uważa się ich za niezwykle walecznych. Od dwóch lat nauczyciele z Chiapa strajkują przeciwko reformie edukacji, bardzo często wychodząc na ulice i blokując ruch na trasie Chapa – San Cristóbal de las Casas, czego doświadczyliśmy osobiście następnego dnia… Rząd skrzętnie ukrywa kulisy konfliktu i mało kto wie, że kilkanaście miesięcy temu, gdy strajkujący nauczyciele doszli do Tuxtli, pacyfikująca protest policja zamordowała trzy osoby, a do „uspakajania” strajkujących używano nielegalnych gazów i broni. Za wygranych w tym starciu uważa się jednak mieszkańców Chapas, którzy w środku nocy wypędzili 15 000 policjantów zakwaterowanych w miasteczku (hotele w Tuxtli wcześniej odmówiły im kwaterunku), goniąc ich aż do drogi szybkiego ruchu…