Jedną z wizytówek regionu Chiapas jest kolonialne miasteczko San Cristóbal de las Casas pełne turystów z Europy, USA i Meksyku. To miejsce, w którym jest chyba więcej hoteli niż prywatnych domów. Meksykanie jeżdżą do San Cristóbal, żeby się ochłodzić, w weekend bardzo tu dużo przyjezdnych z pobliskiej stolicy regionu. Rzeczywiście temperatury są umiarkowane, nawet my założyliśmy długie spodnie, wychodząc wieczorem na spacer. Nasze pierwsze wrażenia ze spotkania z recepcjonistą w hostelu od razu wprowadziły nas w klimat panujący w San Cristóbal. Chłopak, który dawał nam klucze od pokoju, miał źrenice jak spodki i spowolnione ruchy. Całe miasteczko spowite jest w mgle trawy, a na ulicach, po zmroku, można spotkać wszelkiej narodowości zwolenników relaksujących używek. Bogata oferta barów i towarzystwo sprzyjają nocnym wymianom wrażeń z turystami z całego świata, ale choć jest tu rzeczywiście urokliwie, zwiedzanie barów, kupowanie pamiątek i słuchanie domorosłych filozofów jest jak dla nas rozrywką maksymalnie na jeden wieczór. Meksykanie znają San Cristóbal nie tylko z powodu pięknych kolonialnych kamienic. 1 stycznia 1994 roku miasteczko zostało zajęte przez lewicowych partyzantów, którzy niespodziewanie wynurzyli się z lasu. Zapatistas zostali unieszkodliwieni w ciągu kilku dni przez meksykańskie wojsko, ale do dziś w regionie jest dużo ich zwolenników, co widać choćby na miejscowych muralach . Zapatistas są grupą antyglobalizacyjną walczącą m. in. o prawa rdzennych mieszkańców Chiapas. W jednym z niewielu zabytków w mieście (dużo tu natomiast muzeów wspaniale przybliżających kulturę Majów), w kościele św. Domingo de Guzmán zobaczyliśmy Dzieciątko Jezus Nino de las suertes, któremu dzieci przynoszą zabawki i palą świeczki. Świeczka „działa” tylko wtedy, gdy osoba ją ofiarująca dokładnie przetrze nią całe ciało. Najlepiej, jak mamy do pomocy kogoś, kto nas taką świeczką będzie pocierał, wtedy jest mniejsza szansa, że opuścimy jakiś ważny kawałek ciała, bo gdyby tak się stało, to nie wiem co, ale z gorliwości wykonywanych ruchów podejrzewam, że chyba może zostać rzucona jakaś klątwa na całe życie!
About the author
Kilkanaście lat temu przestałam się przemieszczać, a zaczęłam podróżować. Rozglądam się po świecie i kolekcjonuję wzruszenia. Piszę, żeby jeszcze raz zachwycić się odwiedzanymi miejscami, ale staram się też przemycić wskazówki dla innych podróżujących. Zawodowo zajmuję się uczeniem siebie i innych o literaturze włoskiej, hobbystycznie chłonę inne języki i kultury.Related Posts
31 sierpnia, 2019
Curitiba przez „K”
28 marca, 2020
Bonito – brazylijski raj
25 lipca, 2018