Jak w gościach czy jak w domu? O tym co ma wspólnego hotel ze szpitalem.

Pobyt  w szpitalu natchnął mnie do podróżniczej refleksji (częściowo, jak się okaże, ze szpitalem związanej). Czy zastanawialiście się kiedyś jak zachowujecie się w miejscach, w których śpicie podróżując? Czy uważacie, że w hostelu/hotelu/b&b powinna panować zasada „czuj się jak u siebie w domu”? Czy może raczej, jak nam nasz piękny ojczysty język podpowiada, jesteśmy hotelowymi gośćmi, a nie domownikami (hotelnikami?)?

A na zachętę przed lekturą- seria zdjęć z nietypowymi gospodarzami hosteli:

Zacznę z innej beczki. Miałam ostatnio wątpliwą przyjemność spędzić kilka nocy w szpitalu. Było tak źle, jak się powszechnie uważa. Ale nie z powodów, które zazwyczaj są przywoływane. Personel nie był niedouczony, arogancki ani leniwy, szpital nie był obskurny ani brudny, jedzenie nie wzbudzało we mnie obrzydzenia (a jeśli dostałam coś czego nie lubię, albo nie wyglądało może najlepiej, to po prostu tego nie jadłam…). Wręcz przeciwnie, pracownicy byli kompetentni i profesjonalni, sale były czyste i świeżo umalowane, jedzenie jak to jedzenie szpitalne- bez szału, ale nikt nas tam nie truł ani nie głodził (czy naprawdę trzy kanapki na śniadanie dla kogoś kto, bądź co bądź jest na diecie, to rzeczywiście za mało?). Problem tkwi zupełnie gdzie indziej. I to właśnie łączy pobyt w szpitalu ze spędzaniem nocy w „obiektach turystycznych”. Problemem byli inni pacjenci. Każdy tam chciał poczuć się jak w domu. Co więcej, każdy wymuszał na innych, żeby właśnie do jego domu się wprowadzili… Po tych kilku dniach spędzonych w kilku salach mogłabym chyba napisać książkę o typach pacjentek szpitalnych. Najgorsza jest „pani telewizja”, która wrzuca monetę 5 zł do automatu tuż po wizycie lekarskiej o 8:30 i czatuje przy telewizorze nieprzerwanie do 23:00. W sali jest pięć pacjentek, a gdy akurat większość jest na badaniach „pani telewizja” pyta tej jednej, co to została w środku, czy TV jej nie przeszkadza, więc właściwie nawet ma czyste sumienie. Tak więc pozostaje ci przez cały dzień słuchać dudnienia paradokumentów. A może gorszy jest typ numer dwa: „jęczycielka”?  Jęczycielka ma najgorzej na świecie, a ty, choć leżysz rozkrojona po operacji, nawet sobie nie możesz wyobrazić jak jej przeszkadza to, że dziś na śniadanie nie było sera. Jęczycielkę boli najbardziej, jęczycielka cały czas wzywa personel, postękuje i wzdycha, łojezusuje, i łomatkuje, żebyś nie myślała przypadkiem, że masz gorzej! A może pani „towarzyska”? Taka, do której tabunami przychodzą w odwiedziny członkowie rodziny i przesiadują w sali, dyskretnie zerkając na twój świecący golizną tyłek za każdym razem gdy chcesz wstać z łóżka, bo już cię mdli od rodzinnych anegdot. Wybaczcie, trochę się zapędziłam z autobiograficznymi szczegółami, bo to świeże frustracje 😉 Dążę jednak do pewnej puenty, nie traćcie nadziei! Typów szpitalnych jest o wiele więcej, ale wam ich oszczędzę. Pomyślałam sobie jednak, między kroplówkami z morfiną, że to działa zupełnie tak samo jak w hotelu. Wśród gości hotelowych też można wyróżnić podobne typy (co nie omieszkam niebawem opisać) i problem jest zawsze ten sam- tubylstwo w miejscu tambylczym. Przyznać się, kto w hotelu czyje się „u siebie”? A właściwie to bardziej u siebie niż w prawdziwym „u siebie”? Kto zostawia śmieci na środku pokoju? Kto ogląda TV na cały regulator godzinami, choć sąsiedzi zza ściany przyjechali słuchać śpiewu ptaków? Kto schodzi na śniadanie w pidżamie? Kto głośno uprawia seks przy otwartych na oścież oknach? Kto wyciera smarki w poduszkę? Kto wreszcie brudzi ściany? Kto zostawia brudne podpaski na środku łazienki? Kto tłucze lustra? My- goście hotelowi. To tylko wycinek całej litanii zachowań. Nie uwierzylibyście za co muszą płacić „goście” hotelowi gdy się wymeldowywują! Pracując jako tłumacz pomagałam wielokrotnie w kontaktach z „gośćmi” i myślałam że pani na recepcji żartuje… hitem wszechczasów pozostanie chyba posmarowanie ściany serkiem topionym i podpalenie jej zapalniczką oraz wstawienie czajnika elektrycznego na gaz…! Wiem, że żyjemy w czasach przekraczania granic. Wiem, że na stronie wybranego hostelu będą was zapewniać, że tutaj „feels like Home”, ale przecież, jakbyśmy chcieli czuć się jak w domu, to byśmy w nim zostali! Nie po to się podróżuje, żeby jeść codziennie na śniadanie bułkę ze sklepu pod blokiem i spać pod ulubionym kocykiem. Obudźmy więc w sobie te głęboko ukryte pokłady empatii… Czy aż tak dużo nas będzie kosztować wyrzucenie papierków do kosza i zostawienie brudnych ręczników w łazience? Czy dlatego, że „płacę i mi się należy” pani sprzątaczka musi po mnie wycierać zarzygane podłogi? Myślę, że na zdrowie by nam wszystkim wyszło gdybyśmy pozostali w hotelu gośćmi. Nie chciałam, żeby wyszło jak kazanie (choć dziś niedziela), życzę wam po prostu, byście po całym dniu zwiedzania mogli spokojnie zasnąć, ewentualnie sen poprzedzając imprezą poza hotelem i żebyście, gdy kiedyś się wam zdarzy może dorabiać na sprzątaniu, nie musieli wykonywać pracy w masce przeciwgazowej.

Jeśli też doznaliście kiedyś noclegowego szoku dzięki chwilowym współlokatorom czekamy na opowieści w komentarzach!

Na deser kilka naszych pozakrakowskich domów (do oglądania z przypisami):

About the author

TamBylcy, czyli PauKa (zwana Pauliną) i Urbi (zwany Marcinem), to para podróżników przez życie. Dzielimy się z wami naszymi podróżniczymi projektami na blogu od sierpnia 2017. Wtedy właśnie, zachęceni przez przyjaciół, postanowiliśmy upublicznić wspominki, refleksje i rady. Naszą bazą wypadową jest Kraków. Jeśli będziecie w pobliżu, zapraszamy na najlepszą włoską kawę w Nowej Hucie !