Bonito to podobno raj na ziemi. Można tu rzeczywiście przez kilka tygodni odpoczywać dawkując sobie codziennie jakieś atrakcje. Zwiedzanie jaskiń, snorkeling, floating, wycieczki rowerowe, spacery przyrodnicze. Są dobre restauracje i mnóstwo barów. Można znaleźć ręcznie robione pamiątki, nie jakieś paskudztwa pokroju tych, które widzieliśmy w Rio. Wszystko można. Wystarczy przywieźć że sobą worek pieniędzy. W Bonito nic nie ma za darmo. Każdy skrawek plaży nad rzeką ma swojego właściciela. Nawet za wstęp na plażę miejską trzeba zapłacić i to w sumie nie mało, bo 65 reali. W Bonito obowiązuje jeden cennik atrakcji turystycznych, dzięki czemu agencje nie żerują na naiwności gringos, ale niestety nie da się tu targować. Jesteśmy w drodze już dosyć długo i nasze zaskórniaki topnieją z dnia na dzień, szczególnie po spektakularnym zajechaniu do Bonito taksówką. Ale być w Bonito i niczego nie zobaczyć?! Musimy dobrze się zastanowić nad tym co wybrać, bo ceny nie należą do niskich. Zgodnie stwierdzamy, że nie możemy pominąć jaskini, w której jest błękitne jezioro i musimy koniecznie spróbować floatingu. Wszyscy zadowoleni – Urbi ukoi swoją tęsknotę za Jurą, a my wreszcie popływamy z rybami. W ramach oszczędności i dbania o formę wynajmujemy rowery – przynajmniej na transporcie nas nie wydoją. Pomysł okazał się bardziej ambitny niż myśleliśmy, bo jazda rozklekotanym rowerem z wypożyczalni w 40 stopniowym upale wymaga niezłej kondycji. Najprawdopodobniej byliśmy jedynymi turystami, którzy pojechali nad rzekę napędzani siłą własnych nóg, a przynajmniej na to wskazywałyby mocno zdziwione miny panów stróżów. No ale 45 reali każdy z nas może teraz zamiast na taksówkę wydać na caipirinhę – grunt to mieć dobrze zorganizowaną piramidę potrzeb! Nie jestem fanką sportów wodnych i pływam tak sobie, ale tyle widziałam pięknych podwodnych zdjęć, że sama chciałam się przekonać czy gra warta świeczki. Mini kurs floatingu trwał jakieś dwie minuty i zaczęłam mieć poważne wątpliwości ,czy dobrze wybraliśmy instruktora. No bo mówiłam, że pływam tak sobie, a oni mi założyli maskę, która ewidentnie została stworzona dla ludzi wielkich twarzach i każą łazić w piance po lesie. A potem jakby nigdy nic mam wskoczyć do rzeki. Z głową pod wodą. Może to żałosne, ale byłam trochę zestresowana. Ale jak już weszliśmy do wody, to okazało się, że unoszenie się w piance na rzece jest jednak łatwiejsze niż pływanie między falami oceanu. Ryb nie lubię, bo są dosyć oślizgłe i uważam patrzenie się na akwarium za jedno z najgłupszych możliwych zajęć, ale oglądanie ryb pod wodą jak tak sobie żyją swoim rybim rzecznym życiem wciąga niesamowicie!
W sumie w Bonito spędziliśmy 2,5 dnia, ale atrakcji było tyle i pobyt był tak intensywny, że wydaje mi się, jakbyśmy tu przyjechali co najmniej na tydzień. To właśnie taka Brazylia, jaką widuje się na pocztówkach i w filmach reklamowych agencji turystycznych. Bonito nie była naszym głównym punktem podróży, ale teraz chyba wpisałabym je na górze listy – nie ma co snobować, czasem to, co podoba się wszystkim, po prostu jest warte docenienia.