#2 Fińskie drogi – kierunek Helsinki

Nasza pierwsza samochodowa podróż promem to spore przeżycie. Niby czytaliśmy jak to ma wyglądać, niby wiemy, że Skandynawia to kraje mlekiem i miodem płynące, ale takich luksusów się nie spodziewaliśmy (choć cena ewidentnie je sugeruje). Ten prom ma dziewięć pokładów! Na trzech najniższych jadą samochody, a na kolejnych sześciu pasażerowie. Sale gier, bary, restauracje i minimarket… Zapachniało wielkim światem, ale nie tym, który od lat kilkunastu eksplorujemy. Gdybym jeszcze ubrała się jakoś odpowiednio, to mogłabym zasiąść na kręconym krzesełku, zamówić Martini z oliwką i poczuć się jak Alexis z „Dynastii”. Podróż trwała dwie godziny i jakoś tak niespodziewanie znaleźliśmy się w Helsinkach. Zaparkowaliśmy w centrum (w niedzielę parking darmowy), odpięliśmy rowery i ruszyliśmy na zwiedzanie na dwóch kółkach. Czuć w Helsinkach ten trudny do opisania klimat miasta portowego: zapach smażonych ryb, ogromne statki wycieczkowe na horyzoncie, wszechobecni Azjaci fotografujący z zacięciem każdą przycumowaną łódkę, wiatr hulający po ulicach, harmider na wybrzeżu. Centrum nie jest duże i dosyć szybko udało nam się je objechać rowerem. Można oczywiście skorzystać z bogatej oferty muzealnej, ale już samo błąkanie się po mieście to ogromna frajda. Przypadkiem trafiliśmy na niedzielny pchli targ, który przypominał trochę krakowską Halę Targową (ale na pewno nie przypominały jej tutejsze ceny), tylko czystszą i bardziej fancy. Szukaliśmy jakichś urokliwych staroci, a tymczasem znaleźliśmy kurtkę puchową, która miała mnie uratować od przemarznięcia już następnego dnia. Zawsze gdy gdzieś jedziemy, to przywożę jakieś dziwne zakupione pokątnie odzienie, chyba to już tradycja. W Peru koco-spódnica, w Meksyku torebka-staroć, w Austrii dindl z kiermaszu przykościelnego- to tylko kilka okazów. Teraz doszła jeszcze kurtka puchowa z wyszytym na plecach wielkim napisem „Figure skating HTK Finland” i fińską flagą na pół ramienia. Bywam królową obciachu, nie ma co się oszukiwać. Ale taka markowa puchówka za 12 E skusiłaby nawet bardziej niż ja wytworne panie. Urbi cały dzień mnożył scenariusze jak to będę udawać fińską łyżwiarkę i zbiję fortunę, dając lekcje jazdy na lodowisku w Skarżysku… A może wpuszczą mnie do autokaru reprezentacji i uda mi się wkręcić na zimowe igrzyska.

 

About the author

Kilkanaście lat temu przestałam się przemieszczać, a zaczęłam podróżować. Rozglądam się po świecie i kolekcjonuję wzruszenia. Piszę, żeby jeszcze raz zachwycić się odwiedzanymi miejscami, ale staram się też przemycić wskazówki dla innych podróżujących. Zawodowo zajmuję się uczeniem siebie i innych o literaturze włoskiej, hobbystycznie chłonę inne języki i kultury.