W Palenque czułam się jak bohaterka „Czasu Apokalipsy” Coppoli, przynajmniej dopóki nie pojawiły się większe grupki turystów. Kompleks ruin Majów leży w dżungli, powietrze jest lepkie i gęste, słychać skrzeczące ptaki i pokrzykujące małpy. Gdy się przyjedzie odpowiednio wcześnie można chodzić po pustych ścieżkach. Trzydziestometrowe świątynie w kształcie piramid skrywały się w dżungli przez wieki. Od czasu, gdy ok 900 roku popadły w zapomnienie, minęło prawie tysiąc lat, zanim w 1746 roku dotarł do nich hiszpański ksiądz Antonio de Solis. O dawnym mieście Majów wiedzieli polujący w okolicy myśliwi, ale dopiero Solis odkrył je dla świata. Duża część kompleksu jest jeszcze niezbadana, a zaledwie pięćdziesiąt lat temu odkryto w jednej ze świątyń sarkofag Pakala, wielkiego władcy Palenque. Budowle są przytłaczająco monumentalne i trudno uwierzyć w to, że zostały zbudowane bez pomocy metalowych narzędzi i zwierząt jucznych. Gdy wejdzie się do labiryntu ruin Palacio i zaczyna błądzić po korytarzach, wilgoć osadza się w płucach i wzrasta nieuzasadniony niepokój. Jeden z największych badaczy Palenque, Frans Blom stwierdził, że ruiny uzależniają. Doskonale rozumiem dlaczego.
About the author
Kilkanaście lat temu przestałam się przemieszczać, a zaczęłam podróżować. Rozglądam się po świecie i kolekcjonuję wzruszenia. Piszę, żeby jeszcze raz zachwycić się odwiedzanymi miejscami, ale staram się też przemycić wskazówki dla innych podróżujących. Zawodowo zajmuję się uczeniem siebie i innych o literaturze włoskiej, hobbystycznie chłonę inne języki i kultury.Related Posts
27 marca, 2020
Asunción, czyli jak daliśmy się zaskoczyć
26 lipca, 2018
Dziennik podróży po Peru i Boliwii odc. 9
4 września, 2019